wtorek, 26 stycznia 2016

Historia pewnego kredensu

Święta dawno minęły, Nowy Rok w galopie, a na blogu cicho sza...
W babim domu oczywiście wręcz przeciwnie, ani cicho, ani sza.
Codzienność płynie wartkim strumieniem i tydzień temu przycumowaliśmy do portu ferie zimowe.
Wspaniale!
Trochę lenistwa w domu, trochę podróży, dobrze nam!

Wróciliśmy właśnie z podróży do Kazimierza. O kazimierskich sentymentach w następnym poście, ponieważ bardzo jestem tymi sentymentami rozemocjonowana...


A teraz tytułowy kredens.

Wiele lat temu przyjaciółka mojej mamy wymieniała meble kuchenne i z tej okazji staliśmy się posiadaczami starego, sosnowego kredensu. Stanął w naszym pierwszym małżeńskim mieszkaniu i zależnie od potrzeb przechowywał...wszystko chyba!
Lubiłam go bardzo, chociaż od samego początku planowałam coś z nim zrobić. Było to jednak bliżej niezidentyfikowane coś.

Kredens razem z nami przeprowadził się też do dużego domu, który potem sprzedaliśmy, a który, zanim sprzedaliśmy, wynajmowaliśmy młodemu mężczyźnie, który lekko dom (i kredens) zdemolował. Życie!

Ostatecznie kredens w stanie opłakanym trafił do piwnicy naszego aktualnego, docelowego domu, i prosił o atencję.

I mimo że naprawdę nie wiedziałam, gdzie go postawić, a raczej gdzie go upchnąć, zawiozłam go do męża przyjaciółki Elizy, który to mąż oczyścił mebel z warstw niechlujnie położonych przez lokatora farb, wypolerował, uzupełnił i oddał mi kredens przygotowany do moich dalszych obróbek.

I w końcu stało się!
Przytachaliśmy kredens do salonu, wyrzuciwszy wcześniej regały z książkami na korytarz, gdzie do dnia dzisiejszego zalegają, ale nic to!
Mam kredens!


Chwalę się nim, chociaż wciąż jeszcze czeka na remont. Trochę już go odmalowałam, jego górną część i szuflady, ale skończyła mi się farba, więc czekam na dostawę. Po przyniesieniu do salonu wyglądał tak:


Oczywiście są drzwiczki, które trzeba pomalować i oddać do szklarza, są, a raczej nie ma gałek, które muszę kupić, ale takie powolne szykowanie mebelka ma swój ogromny urok, a czekanie na efekt końcowy jest bardzo radosne.


Komoda w salonie zmusiła i zainspirowała nas do małego przemeblowania. Jak już wspomniałam, wynieśliśmy regały z książkami. Było mniej więcej tak:





 Teraz stół znalazł się pod oknem i zrobiła się dzięki temu większa przestrzeń



























                                                 Przestawiliśmy też sofę. Tak było:


A tak jest. Lepiej?


A jutro ruszamy na Pomorze, odwiedzimy moich rodziców. Ja planuję też oczywiście wypad na starocie do sąsiedniej wsi. Może coś pięknego upoluję!


Tymczasem pozdrawiam
Dobrego dnia
Asia