wtorek, 29 marca 2016

Moje strony, mój dom...



Kiedyś stamtąd uciekałam. Do miasta, na studia, pooddychać uczelnianym powietrzem, rozwinąć skrzydła, poznać ciekawych ludzi, bywać tu i tam...
Skutecznie uciekłam. Tym poznańskim powietrzem oddycham już prawie 20 lat i co tu dużo gadać, szału nie ma, spaliny są!

Wrócić na stałe pewnie tam nie wrócę, ale zawsze chętnie odwiedzam moje rodzinne, pomorskie strony. Im jestem starsza, tym chętniej. Człowiek jakiś taki sentymentalny z wiekiem się robi. Poza tym, moi rodzice mieszkają po prostu w raju!




 

Kiedy się wyjdzie za tę fantazyjną, niebieską bramkę, dochodzi się do zadbanego, pielęgnowanego głównie przez mojego tatę, stawu. Latem pływamy po nim łódką.



                                Mój tato ma tam swoje wędkarsko- obserwacyjne stanowisko.



Mają z mamą swoje zwyczaje. Kiedy tato krąży po okolicy, a obiad właśnie gotowy, mama wychodzi przed dom i dzwoni...


Śmiejemy się z tego za każdym razem! Dom mają niewielki, ale działkę dużą. Każdego roku przybywa gadżetów umilających zabawę wnuczkom. Rodzice mają 6 wnuczek. Chłopaków w naszej rodzinie brak!
Latem w ogrodzie jest chyba wszystko. Owoce, warzywa jakich tylko dusza zapragnie. Pięknie jest! Teraz, kiedy przyroda dopiero budzi się ze snu zimowego, też...







Mój tato, zapalony wędkarz zabrał nas też nad "swoje" jezioro, położone w lesie niedaleko domu. Miejsce niesamowite, już się cieszę na letnie kąpiele tam i całodniowe pikniki!




Kładka zbudowana przez tatę i jego kolegę. Napracowali się chłopcy, nie ma co!


                                               Lenistwo mnie tam straszne dopadło



Woda w jeziorze czysta jak marzenie, za to zimna, jak jasny, lodowaty gwint!  Nie przeszkodziło to jednakowoż mojemu szalonemu mężowi i naszej najstarszej córce, nieodrodnej córce swego tatusia- morsa, zainaugurować sezon...



Pogoda zrobiła nam niezły prezent na Święta, prawda? U Was też było tak cudownie ciepło i wiosennie? Mam nadzieję, że marzec ze swoim "...jak w garncu" odchodzi w niepamięć do następnego roku.
A my wracamy do naszej poznańskiej rzeczywistości. Wypoczęci i naładowani energią! Pozytywną rzecz jasna!


                                                                            Tymczasem.
                                                                                    Asia

piątek, 25 marca 2016

Muzyczna niespodzianka i nie tylko





Specjalnie dla Was, moi czytelnicy, z najlepszymi życzeniami świątecznymi.
Duet harfowy. Blondynka z lewej, to moja córka, Cecylka. Na harfie gra siódmy rok.
Towarzyszy jej koleżanka Ania. Dziewczyny zagrały podczas tegorocznego koncertu dla babć i dziadków.
Dostałam zgodę na publikację pod warunkiem, że zaznaczę, że to utwór z piątej klasy, więc łatwizna, hehe...
A dla mnie to i tak magia. Utwór pod tytułem "Fontanna", jeden z moich ulubionych.

Posłuchajcie






Święta tuż, tuż...Jutro wyjeżdżamy do moich rodziców. A dzisiaj, dzisiaj moi drodzy uradowały się moje oczy, ponieważ kurier przywiózł mi przepiękną pisankę, którą wygrałam u Joanny z
my little white home. Moja pierwsza w życiu taka wygrana! I od razu taka niezwykła, od niezwykłej Asi!



                                    Już samo pudełko bardzo ładne, prawda?
                           Pisanka zawisła na honorowym miejscu, nad stołem








                                                               Asiu, jeszcze raz bardzo



                          Kochani, życzę Wam pięknych Świąt. Z wszystkim i wszystkimi  najważniejszymi                      przy stole. Dużo radości!

                                                                    Asia

środa, 23 marca 2016

Chleb



Wczoraj upiekłam chleb. Nie pierwszy w moim życiu, ale pierwszy, który mi wyszedł. Do tej pory każde moje chlebowe podejście kończyło się porażką, zakalcem czyli.

Zniechęciłam się na długie lata. A ponieważ na naszej ulicy, kilka domów dalej dosłownie, chleby piecze mała, rodzinna piekarnia (od północy roznosi się po naszej ulicy taki zapach, że trudno powstrzymać ślinotok!), to rozumiecie...Motywacja na poziomie ujemnym wręcz.

Ale.

Ostatnimi czasy dość często  bywamy u wujostwa w Milanówku, który stanowi naszą bazę noclegową na potrzeby kursów specjalizacyjnych mojego męża, odbywających się w Warszawie. Czasami jeździ tam tylko mąż, zdarza się, że jedziemy we dwoje (taka niby-randka), bywamy tam również całą rodziną. No i goszcząca nas ciocia zawsze piecze chleby. Jemy go u niej, duży bochenek przywozimy potem do domu, w końcu postanowiłam chleb upiec!
Bo takiego to nie dostanę w osiedlowej piekarni.

Od cioci dostałam zatem przepis oraz kilkuletni zakwas. Wyjścia nie było. Zakasałam rękawy i namieszałam. Wybaczcie jakość zdjęcia, zastała mnie przy robocie ciemna noc!


Zrobiłam z połowy porcji, a i tak wszystkie miski, które posiadam okazały się za małe. Ostatecznie mieszałam w wiadrze Tummy Tub, w którym kiedyś kąpałam maleńką Marysię, aktualnie służy mi raczej do noszenia prania na przykład...

Umieszałam, zostawiłam na całą noc, rano piekłam, a od wczorajszego wieczora jemy. O tym chlebie mój mąż mówi kamień. Jest ciężki jak...kamień, co tu dużo gadać. Taki na bogato! Smakuje wybornie!



                                       A na koniec trochę kolorów z naszego salonu.

                                                   Obrus ze starej, lumpeksowej pościeli


I kolorowa witryna, przystrojona pocztówkami, które wybrała Marysia na wczorajszej wystawie prac dzieci ze szkół specjalnych, podczas której to której to wystawy Marysia grała. Pierwsze skrzypcowe występy ma już za sobą.







                                                                         Tymczasem.
                                                                             Asia

niedziela, 20 marca 2016

Przedświąteczne kadry


Chwilę mnie tu nie było, ale ostatni tydzień przeleciał mi jak pociąg ekspresowy i doprawdy trudno było mi wykombinować czas na słodkie blogowanie. Najpierw dwa koncerty Cecylki (szykuję dla Was małą muzyczną niespodziankę...), a w środę pojechaliśmy całą rodziną do Warszawy. To znaczy bardziej do Milanówka i dojeżdżaliśmy do stolicy. Mój mąż miał tam swoje kursy specjalizacyjne, a ponieważ w Milanówku mieszka nasze wujostwo, no to skorzystaliśmy po raz kolejny już z gościny i bazy wypadowej i trochę sobie pozwiedzaliśmy Warszawę.

Chciałam nawet napisać post milanowski, bo stary, przedwojenny dom wujka i cioci jest tego wart, ale ostatecznie nie chcę i chyba nie powinnam wchodzić tam buciorami i obfotografowywać ich intymny świat...

Zapraszam za to w moje, już nieco świąteczne, progi. Bo mimo naszych napiętych planów coś tam postroiłam, a co!





To turkusowe tło zająca to mój niedawny, niedrogi nabytek, który stanowi miły dla oka element kolorystyczny w salonie



Są też ozdoby wiszące. Przytargałam dziś z lasu do domu trochę gałęzi. No one to już prawdziwie wiosennie!




Swoje miejsce odnalazły też kury, które bardzo lubię i właściwie stanowią dekorację całoroczną, ale z okazji symboliki zbliżających się Świąt nieco je wyeksponowałam. Mają teraz swoje 5 minut!




Jak widzicie ozdób nie ma zbyt wielu. Największą stanowią kwiaty. Powiew wiosny, jakże radosny i wytęskniony!

W tym roku jedziemy na Święta na Pomorze do moich rodziców. Zabieramy ze sobą mojego teścia- taki eksperyment towarzyski, ale nie możemy go tu samego zostawić, a bardzo chcemy spędzić ten czas z moimi rodzicami.
Cieszę się bardzo!

Póki co, w domowym zaciszu trwa produkcja kartek świątecznych...




                                                       Wszystkiego dobrego przedświątecznego
                                                                               Asia
  

środa, 9 marca 2016

Kuchnia raz jeszcze






Całe szczęście, że Wam ostatnio pokazałam tę moją kuchnię w stylu rustykalno- skandynawskim.
A to dlatego, że czarno na białym, a raczej pomarańczowo na białym zobaczyłam na zdjęciach, jak badziewnie ten rustykalny, zakupiony wraz z domem pomarańcz na szafkach wygląda.

Ostatecznie, wspólnie z mężem uznaliśmy, że szafki są przecież nasze, że oczywiście, jeśli Pani Poprzednia Właścicielka  kiedyś tam chciałaby je przygarnąć, kiedy my zechcemy się ich pozbyć, to je dostanie, rzecz jasna, no ale przecież może je przemalować.

No więc zabrałam się za nie, żeby przez najbliższe dwa lata cieszyć oko jakąś harmonią w kuchni.
                              
                                                                        Było tak:





                                      
                                                                   Teraz jest taaaaaaaaaak









Wszystkie pomarańczowe szafki pomalowałam na biało, dzięki czemu dół nareszcie pasuje do góry.











                                                                     I szuflady...
                                                                             





Jakiś czas temu kupiłam mały słoik niebieskiej farby, żeby sprawdzić odcień i gdzieś wykorzystać jako taki element kolorystyczny. No i pomalowałam na próbę jedno krzesło.




                                                       Bardzo mi się spodobało.



Uważam, że w tej mojej starej- nowej białej kuchni prezentuje się całkiem, całkiem...






            ...zwłaszcza, że kilka elementów kuchennych w tym kolorze już miałam, jak się okazało.
                                                                   Pojemnik na sól chociażby



                                                                       Albo takie ładne coś







Materiałowa, błękitna  zasłonka dla wnęki kryjącej nasze zapasy, biały wiklinowy koszyk na warzywa i od razu lepiej!



Kuchnia nam pojaśniała, a ja czuję się w niej znacznie, znacznie lepiej. Warto było. Wreszcie jestem u siebie!

                                                                 Tymczasem
                                                                       Asia