Dawno temu skończyłam jakieś studia. No może nie tak bardzo dawno i nie jakieś, tylko porządną pedagogikę specjalną na UAM- ie. Byłam nawet bardzo dobrą studentką i obiecującą panią magister. Na egzaminach pisemnych wypadałam celująco, na ustnych bardzo, a na testach dobrze.
Kariery zawodowej nie zrobiłam. Nie jestem wybitną specjalistką z zakresu terapii dzieci z autyzmem, zespołem Downa czy porażeniem mózgowym. Zrobiłam wprawdzie dwie podyplomówki i pracowałam jako terapeutka osób z niepełnosprawnością intelektualną oraz jako pani od zerówki w dwujęzycznym przedszkolu, ale tak poza tym to szczebelki zawodowych osiągnięć pokonuje mój mąż. Na chleb w naszym małżeńskim teamie zarabia również on.
Jasne, że chciałabym zarabiać pieniądze i pokazać światu, na co mnie stać. Oczywiście, że czasami zazdroszczę koleżankom, które elegancko ubrane, pędzą do swoich biur/firm/współpracowników/szkoleń/projektów/ważnych spotkań. Dziadkowie, babcie, opiekunki, panie sprzątające, kierowcy dowożący zamówione przez internet zakupy, mąż, który zawiezie, albo przywiezie- cały sztab pomagierów i doskonała organizacja. Podziwiam i czasami też bym chciała. Tak, wiem, że są również kobiety pracujące, funkcjonujące bez tego sztabu. Prawdziwe bohaterki!
Byłam jedną z nich. Tych pracujących bohaterek. I nie dałam rady, przyznaję bez bicia.
Przypominam sobie swoje zabieganie i frustrację, późnonocne przygotowywanie się do zajęć, opędzanie się od własnych dzieci, bo muszę zrobić jeszcze to, czy tamto, poranne popędzanie i fukanie, no bo przecież nie mogę się spóźnić do pracy.
Ścisk żołądka, kiedy o 5 nad ranem okazywało się, że Marysia ma gorączkę, a w pracy mamy właśnie wizytację kuratorium i muszę być. Mój mąż musi być bardziej, nie może zostawić pacjentów, w pracy tłumaczyłam się więc ja.
Wieczna logistyczna układanka. Klonowanie siebie średnio dwa razy w tygodniu. Wysiadłam z tej karuzeli i wiecie co? Nie żałuję. Nie pędzę w porannym korku do pracy, ale to nie znaczy, że leżę i pachnę. Kto ma dzieci, ten wie. Szukam czegoś dla siebie. Szukam rozwiązania, które pozwoli mi rozwijać się zawodowo, bez gigantycznych kosztów, ponoszonych przez dziewczyny i całą rodziną.
I doceniam to co mam. Że mogłam wysiąść. Że nie musiałam kręcić się dalej, chociaż oczywiście wypadam z jakiegoś obiegu, to jasne. Coś za coś. Jak w życiu.
Co będzie, nie wiem.
Wiem, co jest.
Jest grudzień. Cudowny grudzień z obietnicą świątecznego czasu. W Wigilię mój mąż ma dyżur. Nie pierwszy już raz. Życie rodziny lekarza to nie zawsze radosne kolory tęczy. Przyzwyczaiłam się.
I chcę jak najlepiej przeżywać każdy nasz grudniowy dzień. O.
Wszystkie Was Kobiety, bohaterki Wy największe
Pozdrawiam
Asia
Asiu, jak wiesz, pracuję w szkole i bardzo lubię swoją pracę.
OdpowiedzUsuńPrzyznać jednak muszę, że często gonię w piętke i nie mogę znaleźć rozwiązania moich dylematów typu - temperatura u syna o 5 rano itd. Jest to niezmiernie stresujące i czasem mam już dość. Praca się sama znajdzie jak dziewczynki podrosną, a tymczasem ciesz się chwilą :)
Tak, żadnej pracującej mamie takie podbramkowe sytuacje nie są obce! Uściski posyłam. Asia
UsuńPodziwiam kobiety, które potrafią godzić pracę z wychowywaniem dzieci. Ja przez 11 lat byłam w domu z dziećmi i nie żałuję tych lat. Wykorzystałam je na maksa. Ciesz się tym czasem, ale nie zapominaj o swoim rozwoju, ja zapomniałam i dziś nie mam pracy. Piekłyście pierniczki czy ciastka korzenne?
OdpowiedzUsuńMysiu, staram się, jak mogę! Po czterdziestych urodzinach różne takie podsumowania robię i wyszło mi, jak wyżej...
UsuńRobiłyśmy pierniczki. Wegańskie. Odwiedziła nas siostrzenica mojego męża, zdeklarowana weganka i ciasto na pierniczki jest jej autorstwa. Już niedługo zabieramy się za nasze pierniki. Uściski. Asia
Ja z kolei mogę się oddać pracy czy czemukolwiek innemu bez reszty - nie posiadam męża ani dzieci więc jestem panią swojego czasu (choć wcale nie jest to wspaniałe i cudowne) :(
OdpowiedzUsuńAniu, podziwiam Twoje świeczniki - te malutkie, które pojawiają się często na zdjęciach - gdzie je kupiłaś?
Pozdrawiam ciepło.
Każdy kij ma dwa końce, prawda?
UsuńMałe świeczniki kupiłam w pobliskim sklepie ogrodniczym i też bardzo mi się podobają. Ściskam Cię serdecznie! Asia
Asiu, a czy jest szansa żebyś mi takie kupiła? Pokryję WSZYSTKIE koszty - te związane ze zużyciem nóg też ;)
UsuńPrzepraszam, że tak pytam, ale są śliczne!
Nogi dla Ciebie Kochana zużyję z radością! Postaram się w weekend podjechać do ogrodniczego (jakieś chorowanie mamy w domu) i zobaczę, czy jeszcze są. Jeśli będą, oczywiście kupię je dla ciebie. 2 sztuki? Kosztowały ok. 15-20 zł. jeśli dobrze pamiętam. Ściskam! Asia
UsuńJeśli będą i uda Ci się dotrzeć to poproszę dwa :) I dziękuję :)
UsuńBrawo Asiu-wcale nie "wysiadłaś",tylko robisz to,co sprawia,że JEST DOM.
OdpowiedzUsuńDziękuję!!!
UsuńJa też "wysiadłam" jak Ty:) Jestem pedagogiem, nie robie kariery "siedze" z synkiem w domu, przez chwile myślałam o tym, by wrócić do życia zawodowego, ale pomyślałam ile moge stracić mój syn tylko raz w życiu zrobi pierwszy krok, powie pierwsze słowo a ja przy nim wtedy będę. Tego nie zamienilabym na nic innego. Strasznie się cieszę, że moge sobie na to pozwolić
OdpowiedzUsuńI wszystkie dobrze wiemy, ile tego siedzenia w siedzeniu w domu jest, prawda? Uściski Kochana. Radości z synka!
UsuńAsiu, a ja Ci zazdroszczę, że mogłaś "wysiąść". Ja właśnie jestem tą niby "bohaterką", ogarniającą pracę, dom i trójkę dzieci. I mam tak samo, jak Ty kiedyś. Ale cóż, codziennie i do przodu, niektórzy mają jeszcze gorzej...
OdpowiedzUsuńPamiętaj Kochana, żeby siebie za to bohaterstwo doceniać! Bądź z siebie dumna! Jesteś wielka!!!
UsuńUściski posyłam! Asia
Dziękuję Ci za każde słowo! Ja wysiadam i wsiadam do bryczki- będzie spokojniej,wolniej i z widokiem na świat.
OdpowiedzUsuńAsiami, to brzmi bardzo intrygująco! Tempa slow zatem! Pozdrawiam serdecznie. Asia
UsuńZa taką właśnie robotę nominowałam Cię do Liebster Award:)
OdpowiedzUsuńPozdrowionka.
Kobieto, ale Ty masz pióro!!!
OdpowiedzUsuńDziś dopiero Cię znalazłam i jakbym duszę pokrewną - pozdrawiam - Agata, która lata temu skończyła pedagogikę i po drodze jakieś dwie podyplomówki, która kiedyś pracowała z dziećmi w integracji i.. zrezygnowała z tego, żeby bardziej BYĆ ze swoimi czterema synkami...:)