Urodziłam się na Pomorzu. Niedaleko Szczecinka. W czasach licealnych każdego dnia pociągiem jechałam do szkoły, do liceum, w Szczecinku właśnie. W naszej małej pipidówce szkół ponadpodstawowych nie było. Moi rodzice też Pomorzanie. Urodzeni i wychowani w okolicach Złotowa. Pomorskie okolice są piękne, raczej bez smogu, za to z lasami, jeziorami i łąkami wokół. Teraz doceniam urodę tamtych miejsc. Kiedyś gnało mnie w daleki świat. Byle dalej od tego małomiasteczkowego grajdołka.
I pognało. Najpierw do Frankfurtu nad Menem, potem, po prawie dwóch latach do Poznania. Niedawno minęło 20 poznańskich lat.
Pomorze noszę w sercu. Jestem jego częścią. To moje miejsce. Krajobrazy, klimat, ludzie, moje dzieciństwo i dojrzewanie, rodzina. Ciocie, wujkowie, kuzynostwo. Wszyscy tam. Mój punkt zaczepienia.
Być może to objaw starzenia się, te sentymentalne wycieczki w miejsca ważne dla naszej tożsamości. Być może dla innych ludzi nie ma znaczenia skąd pochodzą ich przodkowie i niczego to w ich życiu nie zmienia.
Być może moje wzruszenia i mistyczne wręcz przeżycia w miejscach, gdzie tkwią moje korzenie to szaleństwo.
Być może jestem wariatką.
Babcie, dziadkowie, prababcie i praprapra...Jesteśmy owocami ich życia. Jesteśmy z nich. Tworzymy dalszy ciąg historii, która gdzieś tam ma swoje początki i korzenie.
Moje prapra- korzenie tkwią w Kazimierzu nad Wisłą. W Kazimierzu i okolicznych wioskach. Celejów, Rąblów, Kurów, Wąwolnica, Łąki. Całe dzieciństwo słyszałam opowieści o tych miejscach. W wąwolnickim kościele moja ukochana babcia Marianna poślubiła dziadka Stefana. Babcia Helena z kolei ślubowała gdzieś pod Kurowem.
Bo oni wszyscy, obie moje babcie, obaj dziadkowie i całe ich rodziny są stamtąd. Wielu tam zostało. Tylko niektórzy odważyli się po wojnie na życiową rewolucję i szukanie szczęścia i szansy na lepsze życie na ziemiach odzyskanych. Wśród odważnych oni. Moje babie i moi dziadkowie. To dlatego ja przyszłam na świat na Pomorzu.
Kazimierz też mam w sercu. To też moje miejsce. Czuję to za każdym razem, kiedy tam jestem.
Nasiąkałam miłością i przywiązaniem do tego miejsca jako mały berbeć. Nieświadomie.
Dzisiaj to widzę i wiem.
Ogród i sad we wsi Łąkie na Pomorzu. Spędzałam tam mnóstwo czasu. Babcia Marianna i dziadek Stefan przenieśli swoje ogrodnicze umiejętności i klimaty z Kazimierza do pomorskich Łąk. Maliny, śliwki, jabłka w niezliczonych odmianach, porzeczki, agrest, gruszki. Wszystko! I pomidory. Najlepsze. Dziadek w czasie wojny nauczył się ich uprawy od Niemki, magister ogrodnictwa, u której pracował. Jego pomidory były znane w okolicy. Wybiegałam z domu o poranku, zrywałam takie bawole serce, albo malinówkę i jadłam na śniadanie. Jeden, drugi, trzeci...Moje dziecięce uwielbienie dla dziadkowych pomidorów wspominane jest w rodzinie do dziś.
Babcia pisała listy do swoich sióstr. Władzia mieszkała we wsi Łąki, niedaleko Kazimierza. Moja babcia we wsi Łąkie na Pomorzu. Krążyły więc listy z Łąk do Łąk. Moja babcia chyba tęskniła...
Ja też tęsknie. Przejęłam tę tęsknotę.
I za każdym razem, kiedy tam jestem, jestem bardzo szczęśliwa.
Moje córki nie rozumieją, o co mi chodzi. One są poznańskie. Trochę pomorskie może. Ale żeby kazimierskie? To chyba już nie.
A ja wierzę w historie miejsc, które nas tworzą i zostawiają ślad w kolejnych pokoleniach. Genetyczne dziedzictwo.
Babcia Marianna zmarła 6 lat temu. Na starość. Mówiła, że ona to już długo pielgrzymuje po tym świecie i się nażyła dostatecznie. Moja kochana! Szczęśliwe, beztroskie dzieciństwo zawdzięczam również jej. Ostatnio mama dał mi talerz. Kiedyś należał do babci. Pamiętam serwowane na nim ciasta drożdżowe. W domu, w Łąkach.
Zabrałam Was na sentymentalną wycieczkę. Na jej zakończenie herbata w kazimierskiej herbaciarni "U Dziwisza". Napisałam kiedyś, dzisiaj się dzielę.
U Dziwisza
Kiedy przekraczam próg tej pokrytej gontem chałupy przy
ulicy Krakowskiej w Kazimierzu nad Wisłą i jak zwykle wita mnie tam czarny kot,
wiem, że jestem pod właściwym adresem.
Przelotnie spoglądam w pełne odprysków lustro w
pięknej, złotej ramie i czuję się jak
jedna z tych wytwornych dam z obrazów, których jest tu tak wiele. Wyglądają zza każdej, mięsistej w dotyku
kotary i przyjaźnie zerkają z każdego niemal kąta.
Tulipany w kryształowych wazonach, koronkowe,
krochmalone obrusy, świeczki i pamiętające wojnę lampy na każdym stoliku kuszą
ciszą, refleksją, rozmową i nienachalnie
zapraszają .
Siadam przy stoliku w wykuszu, z widokiem na bujną zieleń
ogrodu i Wisłę.
I chociaż stół jest stary jak świat, a obity pluszem miękki
fotel na wskroś nowoczesny, razem tworzą duet doskonały.
Tak samo idealnie pieprz cayenne oraz kardamon uzupełniają i podkręcają smak gorącej
czekolady, którą podał mi właśnie poruszający się niemal bezszelestnie kelner.
Podchodzę do stojącej tuż obok skrzypiącej szafy bez drzwi,
pełniącej funkcję biblioteczki i na chybił- trafił wyciągam pachnącą
antykwariatem książkę z szorstką okładką.
„Cudzoziemka” to u Dziwisza nie tylko lektura Marii Kuncewiczowej, ale również
nazwa własnej kompozycji herbat, suszonych owoców, aromatycznych ziół i
przypraw. Rozgrzewa ciało do czerwoności i wzmaga apetyt na jeszcze więcej.
Smak nalewki z pigwy znam doskonale. Upajam się jego głębią
i mocą, chłonąc jednocześnie szepty i śmiechy, siorbanie i stukanie łyżeczki o
porcelanową filiżankę. W tle nieśmiertelna Hanka Ordonówna, śpiewa tę samą
piosenkę, którą tak chętnie nuciła moja babcia.
Babcia Marianna z Kazimierza
nad Wisłą. Głaszczę czarnego kota u Dziwisza i czuję, że jestem u źródła.
Dobrego dnia
Asia
Właściwie nie piszę komentarzy ale... Moje korzenie to też okolice Kazimierza, a mój mąż pochodzi ze Szczecinka... I jakoś tak domowo i rodzinnie się zrobiło :) Pozdrawiam z Kazimierza Dolnego, Asia
OdpowiedzUsuńPięknie się plotą ludzkie ścieżki i losy! Trochę zazdroszczę Kazimierza Dolnego na co dzień. Twój mąż zapewne zna miasteczko Czarne. Tam się wychowałam. Serdecznie Cię Asiu pozdrawiam.
UsuńPewnie że zna Czarne, mało tego moja ciocia przez wiele lat tam mieszkała po tym jak wyjechała z Kazimierza w powojennych latach...:)Świat jest jednak mały!
UsuńMaleńki!
UsuńPozdrowienia serdeczne dla Ciebie i Twojego męża, jakby moje córki powiedziały, mojego ziomala. Asia
Okolice Szczecinka piękne. Byłam przed Świętami w Połczynie Zdrój wrócę tam .Piękny post trzeba wiedzieć z kąd pochodzimy i pamiętać o swoich korzeniach.Pozdrawiam Marlena.
OdpowiedzUsuńPamiętam o nich.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne! Asia
Czytam Cię juz od dawna. Pięknie tu u Ciebie. I tak blisko memu sercu. Bo mój dom tez jest babi. Tylko ja i dwie córki. A poza tym, u mnie jest podobna konfiguracja, tylko że odwrotnie - pochodzę z poznańskiego, a od 25 lat mieszkam na Pomorzu. Też tęsknię.....
OdpowiedzUsuńWędrujemy po świecie i zapuszczamy korzenie...
UsuńPozdrawiam serdecznie Ciebie i Twoje dziewczyny. W kobietach jest dużo siły i mocy! Tego Tobie z serca życzę! Asia
Korzenie są ważne. Pomagają spojrzeć nieco szerzej. Dają poczucie bezpieczeństwa. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo prawda Asiu! Ciepłe pozdrowienia! Asia
UsuńPięknie napisałaś. Moje zakorzenienie jest kiepskie, świadomość skąd mój ród posiadam, ale nie mam tego przywiązania do miejsca. Moi rodzice przybyli do Poznania ze swoich rodzinnych wiosek, ja z mężem wyprowadziłam się z Poznania, dwie córki wiąż swoją przyszłość z Zieloną Górą. W wioskach moich dziadków bywam na cmentarzach.
OdpowiedzUsuńKazimierzu Dolnym byłam dwa razy i myślę że jeszcze kiedyś uda się tam zajechać na dłużej niż jeden dzień. Piękna jest ta opowieść "U Dziwisza" Pozdrawiam : )
Czyli Wielkopolska i jej najbliższe okolice...
UsuńA dom jest tam, gdzie nasi ukochani, najbliżsi. Gdzie serce.
Wszystkiego najpiękniejszego Kochana.
Asia
Bardzo wzruszający post..Ewa
UsuńDziękuję Ewo. I serdecznie pozdrawiam. Asia
UsuńWitam Ciebie. Cieszę się ,że tutaj trafiłam,bo jak się okazuje mieszkałas kiedys niedaleko mnie.Ja mieszkam w Człuchowie,myśle,ze znasz to miasto? bo ja Złotów znam.,a dodam jeszcze że moja sąsiadka pochodzi z Łakie.Mój mąż konczył studia dawno juz temu w Poznaniu i moja już dwójka dzieci również konczyli studia w Poznaniu,córka wyszła za mąż i meszka w tym pięknym miescie obecnie.Będę do ciebie chętnie zaglądac,pozdrawiam serdecznie.P.S.jestem miłośniczka pięknych wnętrz,a Twoje robią na mnie wrażenie Bożena
OdpowiedzUsuńTe same ścieżki! Urodziłam się w CZŁUCHOWIE!!!
UsuńA wychowałam w miejscowości Czarne, na pewno znasz!
Z Łąk pochodzi mój tata.
Niesamowite to wszystko jest!
Pozdrawiam Cię Bożenko.
Asia
Ale super ,ja tez sie w Człuchowie urodziłam.Będę do Ciebie zagladać i z niecierpliwością czekać na nowe posty!Pozdrawiam Bozena
UsuńKorzenie są bardzo ważne, to nasze dziedzictwo. Dzięki nim wiemy kim jesteśmy pozdrawiam cieplutko.
OdpowiedzUsuńTeż tak czuję! Uściski
Usuń