Kiedy byłam dzieckiem, część wakacji spędzałam u moich dziadków na pomorskiej wsi Łąkie.
W Łąkach był tylko jeden sklep spożywczy, w którym chleb (w dzień wcześniej zamówionej i odliczonej ilości) pojawiał się o godzinie 11 każdego dnia.
Babcia Marianna brała siatkę na zakupy, mnie, siostrę, kuzynki z Rzeszowa, jeśli akurat były i wędrowałyśmy przez wieś po ten chleb. Czasami było tego kilka bochenków.
Jeszcze ciepły, świeżuchny, z chrupiącą skórką. Zwyczajny taki.
W domu babcia kroiła grube pajdy, smarowała masłem, śmietaną i posypywała cukrem. Albo bez śmietany i cukru, za to z ogórkiem i pomidorem z dziadkowych krzaków. Boszszszsz...Jak to smakowało!
Nikt wtedy nie słyszał o razowych czy żytnich na prawdziwym zakwasie, nie kręcił nosem osłabiony nadmiarem i różnorodnością chlebowej oferty. Nie mówiąc już o jakimś tam kosmicznym glutenie. I że lepiej go nie jeść w niektórych przypadkach. Ja na pewno nie byłam tym przypadkiem. Jadłam wszystko, nawet maliny z robalami i potrawkę z lebiody autorstwa babci i nic mi nie szkodziło.
A teraz szkodzi.
A przynajmniej nie służy. A już na pewno w większych ilościach nie służy. Od kilku dni jestem na diecie BEZ i czuję się lepiej.
Jeszcze trochę mnie wystrasza ta bezglutenowa perspektywa, bo ja od ponad roku jestem również na diecie BEZ laktozy. Laktoza to dopiero dawała mi się we znaki! Nie zamierzam sobie robić kuku smacznym jogurtem, o nie!
Zwalam całą winę na tarczycę. Jej niedoczynność jest, jak piszą we wszystkich mądrych książkach, mocno powiązana z nietolerancją właśnie laktozy i glutenu. Podobno warto też zrezygnować z cukru, soi, ograniczyć spożycie jajek i roślin psiankowatych, czyli między innymi moich ukochanych pomidorów. Płakać mi się chce!
Nie będę wariować, to znaczy nie przerzucę się na li tylko jaglaną z dynią, ale przyglądam się temu dietetycznemu szaleństwu.
A zatem zdarza mi się upiec bezglutenowy chleb. Uwielbiamy go wszyscy i schodzi cały na jednym posiedzeniu. Przepis znalazłam w jednej z moich licznych, kulinarnych ksiąg. Które pasjami przeglądam i się inspiruję.
Przepis z tych prostszych i zawsze się udających. Znalazłam go w książce Grażyny Bober- Bruin "Pysznie bez glutenu".
I ten chleb dokładnie taki jest. I pyszny, i bez glutenu.
PRZEPIS
130 g mąki gryczanej
260 g ulubionej mąki bezglutenowej (dzisiaj dałam gotową mieszankę bezglutenową, z Piotra i Pawła)
120 g ziaren słonecznika, pestek dyni i orzeszków piniowych (u mnie bez orzeszków)
1 i 3/4 łyżeczki soli
1 łyżeczka drożdży w proszku
360 ml wody
1. W misce wymieszać mąki z solą, drożdżami, słonecznikiem, pestkami dyni, wlać wodę i zmiksować mikserem na gładką masę (użyłam do tego końcówek- haków)
2. Miskę z ciastem przykryć ściereczką i odstawić w ciepłe miejsce na noc
3. Następnego dnia nagrzać piekarnik do temp. 220 i na pół godziny wstawić do niego żeliwny garnek, czy inne naczynie, w którym będzie pieczony chleb
4. Po tym czasie wyjąć garnek, dno oprószyć mąką i wlać masę chlebową. Przykryć pokrywką
5. Wstawić chleb do piekarnika na pół godziny
6. Po tym czasie zdjąć pokrywkę i już bez przykrycia piec przez ok. 15 minut
7. GOTOWE
Smacznego i do napisania
Asia
Ja jednak wolę u Ciebie przeglądac posty dot.wystroju wnętrz.
OdpowiedzUsuńTak,zdrowie jest najwazniejsze,dobre odzywianie.pozdrawiam.Ewa
Mnie się wydaje, że to skład pieczywa się zmienił i tak naprawdę uczula nas zupełnie co innego niż ta biedna pszenica. Przypomniałaś mi, że podczas wakacyjnego pobytu u Babci na wsi też była taka godzina chlebowa. Szkoda, że nie urodziłam się wcześniej, w czasach, kiedy ten chleb się po prostu piekło. Urodziłam się w czasach, kiedy wchodziły kuchenki gazowe a piec stojący w rogu raczej był już sprzętem niemodnym i bezużytecznym :/ A teraz bardzo bym chciała mieć taki piec i móc z niego korzystać. Och losie...
OdpowiedzUsuńDziękuję CI za te wspomnienia :D
Wyszedł piękny i zdjęcia wspaniale go oddają :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie, M.
mniam,czuc jego zapach :-)jak przygotowania do Swiąt?pozdrowienia Halinka
OdpowiedzUsuńAsiu zaskakujesz pysznymi wspomnieniami
OdpowiedzUsuńJa tez mam ich wiele z dziecinstwa...kochana tesknię za Twoimi wnętrzami,pięknym kredensem,uroczym salonem.prosze Cie daj nowe fotki :-) caluski.Lusia
To coś dla mojej koleżanki:)
OdpowiedzUsuńDzien dobry Asiu.wyglądam ze swoja sąsiadką na zmianę,obie jestesmy młodymi mamami,nieco zajętymi przy niemowlakach, wiadomosci na Twpom blogu i brakuje nam Ciebie,Twych nowinek jak porannej kawy.czy to juz uzależnienie? jesli tak tzn.ze mamy doczynienia z chorobą,a choremu z reguly wypada niesc pomoc :-),Dlatego my wiemy co nam tymczasowo pomoze.Nowy Twoj post :-)Kochana,prosimy...Ania z Basią
OdpowiedzUsuńŚwietny wpis. A chleb z przepisu wyszedł przepyszny!
OdpowiedzUsuń