środa, 23 marca 2016

Chleb



Wczoraj upiekłam chleb. Nie pierwszy w moim życiu, ale pierwszy, który mi wyszedł. Do tej pory każde moje chlebowe podejście kończyło się porażką, zakalcem czyli.

Zniechęciłam się na długie lata. A ponieważ na naszej ulicy, kilka domów dalej dosłownie, chleby piecze mała, rodzinna piekarnia (od północy roznosi się po naszej ulicy taki zapach, że trudno powstrzymać ślinotok!), to rozumiecie...Motywacja na poziomie ujemnym wręcz.

Ale.

Ostatnimi czasy dość często  bywamy u wujostwa w Milanówku, który stanowi naszą bazę noclegową na potrzeby kursów specjalizacyjnych mojego męża, odbywających się w Warszawie. Czasami jeździ tam tylko mąż, zdarza się, że jedziemy we dwoje (taka niby-randka), bywamy tam również całą rodziną. No i goszcząca nas ciocia zawsze piecze chleby. Jemy go u niej, duży bochenek przywozimy potem do domu, w końcu postanowiłam chleb upiec!
Bo takiego to nie dostanę w osiedlowej piekarni.

Od cioci dostałam zatem przepis oraz kilkuletni zakwas. Wyjścia nie było. Zakasałam rękawy i namieszałam. Wybaczcie jakość zdjęcia, zastała mnie przy robocie ciemna noc!


Zrobiłam z połowy porcji, a i tak wszystkie miski, które posiadam okazały się za małe. Ostatecznie mieszałam w wiadrze Tummy Tub, w którym kiedyś kąpałam maleńką Marysię, aktualnie służy mi raczej do noszenia prania na przykład...

Umieszałam, zostawiłam na całą noc, rano piekłam, a od wczorajszego wieczora jemy. O tym chlebie mój mąż mówi kamień. Jest ciężki jak...kamień, co tu dużo gadać. Taki na bogato! Smakuje wybornie!



                                       A na koniec trochę kolorów z naszego salonu.

                                                   Obrus ze starej, lumpeksowej pościeli


I kolorowa witryna, przystrojona pocztówkami, które wybrała Marysia na wczorajszej wystawie prac dzieci ze szkół specjalnych, podczas której to której to wystawy Marysia grała. Pierwsze skrzypcowe występy ma już za sobą.







                                                                         Tymczasem.
                                                                             Asia

3 komentarze:

  1. Twój chlebek wygląda smakowicie. Kiedyś piekłam chlebek w maszynie do wypieku. A zakwas, który dostałam od koleżanki "zabiłam". Może czas spróbować jeszcze raz?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też Mysiu jedno i drugie, tzn. i zabiłam zakwas, i piekłam w maszynie. Te z maszyny jakoś wychodziły, ale szału nie było. Trzymam kciuki za Twoje kolejne podejścia do tematu. Pozdrawiam. Asia

    OdpowiedzUsuń
  3. Chlebek na zakwasie jest pyszny. Salonik wygląda ślicznie. Jak zawsze Joasiu, jak zawsze. Pozdrawiam cieplutko, Kaśka z http://nostalgicznyzakatek.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń