wtorek, 1 marca 2016

Kuchnia w poczekalni






Jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma.

Postanowiłam zatem polubić moją kuchnię w wydaniu obecnym i nie czekać kolejnych dwóch lat (za dwa lata planujemy jej generalny remont), żeby Wam ją pokazać. Myślę, że będąc w poczekalni kuchnia i tak przejdzie jakiś mały lifting, ale póki co pokazuję ją taką, jaką w połowie stworzyła ją poprzednia właścicielka, a w połowie my.

W związku z tym, nasza kuchnia jest po części ciut rustykalna...



a po części ciut skandynawska, przez co bliższa memu sercu...


                                              Przy czym żadna z części nie jest wykończona.

Poczekam. Póki co rozmyślam o pomalowaniu płytek na biało i ciągle zastanawiam się, co zrobić z tymi drewnianymi/ pomarańczowymi meblami z części rustykalnej. Poprzednia właścicielka jest do nich przywiązana i bardzo chciałaby je dostać, jak tylko zrobimy remont. Dlatego jeszcze ich nie przemalowałam. Z drugiej strony dwa lata to dosyć długo i w sumie drażnią mnie swoim niepasującym do reszty, czy też do moich wyobrażeń i potrzeb, wyglądem.

Nie wiem, naprawdę nie wiem, co zrobić...
Póki co wszystkie kąty oswajam swoimi duperelkami i mimo wielu niedoskonałości, lubię tę moją kuchnię.


                                               Tu zawieszę ładną półeczkę nad stołem...



                                         tam ustawię słoje z naszym codziennym śniadaniem...



                                                  a na okapie garnuszki do gotowania kawy.



Swoją drogą okap strasznie mnie denerwuje, ponieważ jest za niski, a ja za wysoka, więc albo zderzam się z nim czołowo, albo chcąc zamieszać w garnkach, muszę wślizgiwać się pod niego i nurkować głową w opary kuchenne!


Dla równowagi mam też swoje ulubione miejsca i kąty oczywiście.


                                   Tu rozpoczyna się mój dzień. Kawa, herbata, co tylko!



               Zamiast biscuits jest kawa oczywiście, chociaż dobrym ciasteczkiem rano też nie pogardzę.

Nawet w niedoskonałej kuchni można zrobić doskonałe jedzenie, jak wiadomo. Dziś zrobiłyśmy pyszny obiad. Tak na osłodę ponuro- zimowo- szarego widoku za oknem, jak również dla wzmocnienia sił chorujących- Gabrysia od czwartku i od wczoraj Marysia, którą gorączka powaliła i biedniutka przysypiała nawet w ciągu dnia.


My z Celą upichciłyśmy pyszny obiad. Ja pieczone ziemniaki, Cecylka łososia- palce lizać.




Ziemniaki pieczone z rozmarynem, czosnkiem i oliwą są po prostu obłędne. Jeszcze lepsze są młode, małe, ale wiadomo, jak się nie ma co się lubi...





                                                              I obiad doskonały gotowy!




Czekam już bardzo na wiosnę, jak pewnie wszyscy, albo prawie wszyscy, poza jakimiś nielicznymi szalonymi wyjątkami. Mam nadzieję, że na Święta Wielkanocne zaświeci mocniej słońce i zawieje cieplejszy wiatr.

Także śnieg niech topnieje, epidemie niech się kończą, kozaki i grube kurtki pakujmy jak najszybciej na strychy, do piwnic, gdzie się da i cieszmy się piękną aurą!

                                                                          Tymczasem
                                                                                Asia





6 komentarzy:

  1. W centrum kraju śnieg i plucha, niestety.
    Znam ten ból czekania na zmiany i marzenia, jak to kiedyś będzie wyglądało....
    Ważne, żeby umieć się cieszyć tym, co mamy. Może po prostu wymontuj drzwiczki z szafek i powieś materiałowe zasłonki?
    Pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wczoraj rozmyślam o Twoim pomyśle z zasłonkami...To jest myśl! Dzięki! Asia

      Usuń
  2. Zacznę od końca, obiadek pysznie wygląda i ten aromat, mniam :) I to wspólne pitraszenie, sama radość. Z tymi szafkami to rzeczywiście kłopot, no jak nic pędzel i farba (ale jak one nie Twoje). Ten skandynawski zakątek kuchni jest piękny, śliczne dodatki i lampy nad brązowym blatem. Dla wszystkich domowników zdrowia życzę. I na kawkę do siebie zapraszam w realu, a co daleko nie jest : )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mysiu, wspólna kawa jak najbardziej!
      A szafki w sumie moje, tylko żyjemy w przyjaźni z poprzednią właścicielką i ona tak liczy na te szafki, że głupio mi je malować. Chociaż w sumie, ona potem też może je przemalować, prawda? Zobaczymy jeszcze. Dzięki za życzenia i pozdrawiam! Asia

      Usuń
  3. Ja też zacznę od końca, zrobiłam się głodna patrząc na te pyszności, chociaż chcę schudnąć ze 7 kilo, nie wiem jak to zrobić, ale nie o tym mam pisać, kuchnia super, pod pędzel szafki koło kuchenki i będzie ok, nie widziałąś mojej przed małym liftingiem, nędza i rozpacz, boazeria nawet na suficie była, kuchenka gazowa rozwalona była przez rok drzwiczki zasłaniałam firanką i piekłam wszytko w zielonym pzrenośnym piekarniku, w który wszystko się przypalało, zlew obsadzony na szafce stał tam na chwale Bożej bo szafka była przegnita z wody, i wiele innych ciekawszych rzeczy, jak wchodziłam do tej kuchni to nawet nie chciało mi sie gotować chociaż bardzo lubię i piec i gotować, zobacz zdjęcia na moim blogu, piec został i przeszedł tez mały lifting, i myślę że teraz jest ok. U ciebie jest naprawde fajnie i przytulnie. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Joasiu, łosoś wygląda obłędnie. Zdolniacho pięknie odnowiłaś siedzisko. Tkaninka bardzo ładna. Dużo zdrówka, dla Was dziewczynki. Pozdrawiam i życzę dobrej nocki, a jutro dużo słoneczka.

    OdpowiedzUsuń