Kiedyś, w czasach mojego dzieciństwa, taki stolik tuż obok "wypoczynku", czyli foteli, sof i wersalek, nazywano ławą. I był to obowiązkowy zestaw wszystkich niemal blokowych M ileś tam. Plus meblościanka oczywiście.
W naszym salonie nie ma ławy, jest za to mały, zgrabny stoliczek. Na poranną kawę, popołudniową herbatę, czasami na zmęczone nogi wieczorową porą...
Dostałam go od rodziców, oni zakupili go bodajże na starociach i po prostu nie zagrzał u nich miejsca. Za to u nas, i owszem!
W wersji pierwotnej był w kolorze ciemnego, bardzo ciemnego brązu. Pomalowałam go na szybko białą farbą tu i ówdzie. Chociaż pomalowałam to zdecydowanie za dużo powiedziane. Machnęłam od niechcenia i tyle. Stał taki niedokończony i machnięty przez jakiś czas, aż w końcu doczekał się atencji.
Zgrabną nogę pomalowałam (tym razem porządnie) na biało, natomiast blat to bardzo mocno rozbielony kolor Duck Egg Blue- kredowe farby Annie Sloan. Na koniec oczywiście wosk bezbarwny na całość, oraz nieco wosku ozdobnego na wybrane miejsca.
Tutaj widać owe Egg Blue. W delikatnym kontraście do białej serwety. Stoliczek w tym wydaniu prezentuje się całkiem sympatycznie, muszę powiedzieć.
Salon w związku z nowym, czystym stolikiem został wysprzątany "po całości", że tak powiem, w związku z tym kilka salonowych migawek!
W ramach urozmaicenia wakacyjnego czasu, w minioną środę pojechałam z moimi starszymi córkami do Krakowa. Pociągiem. Wróciłyśmy wczoraj późnym wieczorem. Marysia została z tatą, a potem, kiedy mąż pojechał na dyżur, Manią zaopiekowali się nasi przyjaciele.
Ten mój wyjazd tylko ze "starszyzną" to taki nasz niepisany rytuał. Tylko my 3. Nasz czas. Pierwszy raz pojechałyśmy do Krakowa w ramach świętowania odstawienia Mani od piersi, czyli jakieś 6 lat temu.
Nachodziłyśmy się więc po Krakowie do odcisków na stopach, do bolących kostek i strzykających kolan! Nastałyśmy się w kolejkach, na przykład po bilet na Wawelu, w pierwszy dzień nieco zmokłyśmy, ale warto było! Kraków uwielbiam! O każdej porze roku.
Kiedyś, w czasach studenckich, czyli dawno temu, przyjeżdżałam do Krakowa każdego roku, na Festiwal Kultury Żydowskiej. Teraz pokazuję ulubione miejsca moim dzieciom.
Herbatka i ciacho u Mehoffera. Uwielbiam ten ogród i cały jego dom!
Wróciłyśmy zmęczone, ale zadowolone. Następnym razem zabieramy Marysię. Ona jeszcze nie widziała smoka!
Pozdrowienia ślę. Już z Poznania.
Asia
Hej Asiu! Ja nie mogę spać i o tej porze wyobraź sobie właśnie słuchałam Grzegorza Turnaua "Bracka"😊a tu Ty Krakowie piszesz! Zmęczonych nóg od wloczegi po Krakowie zazdroszczę...pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńJoanno, powiem Ci, że za każdym razem, kiedy przechodziłam przez Bracką, podśpiewywałam sobie "a na Brackiej pada deszcz" Turnaua też bardzo lubię. Pozdrawiam serdecznie. Asia
UsuńŚwietnie pasuje ten stolik do wnętrza.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Dziękuję bardzo, cieszę się, że i Tobie się podoba! Uściski!Asia
UsuńJuz wczoraj byłam u Ciebie...widziałam świetny stolik, ale szafka lustrzana z konikiem jest cudna, i super kredensik. Ja tez z rodzinka byłam w Krakowie tydzień temu,plus Wieliczka, Oświęcim, Zator = 2 dni zwiedzania. Pozdrówka:)
OdpowiedzUsuńAch, ta szafka też z odzysku, gdzieś jest wpis jej poświęcony. Pozdrawiam Cię serdecznie, Asia
UsuńAle fajny ten Wasz rytuał. Kraków to już bliżej nas :) My uwielbiamy Kraków i też jeździliśmy tam w każde wakacje. W tym roku z racji tego, że w Krakowie byliśmy na wycieczce szkolnej odwiedziliśmy Poznań :) Dziękuję Ci za te ciepłe słowa na moim blogu, a te o blogowej siostrze wzruszyły mnie. Gdybyście mieli ochotę zwiedzić moje okolice to zapraszam Cię całą rodzinką!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Iza
Iza, tak myślę, że w tym zwariowanym, zamkniętym i pełnym anonimowości świecie, warto się wspierać i zaprzyjaźniać. Otwierać na siebie swoje serca i domy! A nas wszystkie, blogujące dziewczyny- mamy, łączy wspólna pasja, więc w pewien sposób tworzymy taką siostrzaną wspólnotę. I to jest piękne! Uściski posyłam i mam nadzieję do zobaczenia kiedyś w realnym świecie, przy realnej, pysznej kawie! Asia
Usuń