Tak, wiem doskonale, jak wygląda czasami to piękno chwili obecnej.
Codzienność to nie sielanka li tylko, o nie!
I to właściwie na każdym etapie kobiecego życia ( o męskich etapach wiem niewiele, więc pozostawię rozkosz zgłębiania tego tematu mężczyznom właśnie)
Kobieta to zawsze jakoś taka zabiegana jest. Ja też biegam i nie jest to regularny, przyjemny jogging bynajmniej, chociaż bym chciała, żeby był regularny, ale nieustanne, nieprzerwane krzątactwo domowo- dzieciowo- rodzinne i trucht, a nawet sprint , to i owszem! A tu jeszcze ciasta mi się zachciewa...
Ano zachciewa, ponieważ tak sobie myślę, że kiedy mieszam w misce, dosypuję, kroję, ubijam, a wszystko po to, żeby nakarmić moich bliskich, to w pewien sposób zatrzymuję ten szalony bieg i jestem wtedy spokojną strażniczką naszego domu. Dzięki pracy moich rąk nasz dom pachnie domem, a ja karmię, serwując kobiecą kuchnię, która ma smak, treść i duszę. A jeśli uznać za prawdziwe stwierdzenie, że medytacja to koncentracja na jednej rzeczy, to słuchajcie moje drogie siostry w doli i niedoli- pieczmy jak najczęściej!
To nic, że w zlewie nie ma już miejsca na kolejny garnuszek od rozpuszczonego właśnie masła czy miskę po ubijaniu białek! To nic, że na blacie czeka rozsypany cukier, a na podłodze puszysta mąka! Jakoś kiedy piekę raczej nikt mi nie przeszkadza i z rzadka zagląda, w przeciwieństwie do tych nieczęstych momentów, kiedy siadam na sofie z książką, albo zaczynam rozmawiać przez telefon z przyjaciółką. Oooo, wtedy nie ma zmiłuj! Nie ma szans na koncentrację na jednej czynności!
No to dzisiaj pomedytowałam i upiekłam ponownie ciasto bezglutenowe, o które pytało już kilka osób, tak więc za chwilkę podzielę się przepisem.
Efekt mojej ooommm medytacji, tym razem w wersji morelowej!
Ten czerwony kleks na jednym z kawałków to oszałamiające ilości naszych malin. Wciąż czekamy na więcej!
Lubię, kiedy stół, przy którym jemy wygląda ładnie. Ładny obrus, miłe dla oka talerze i półmiski, kwiaty w wazonie i takie tam, wiecie, babskie drobiazgi. Mój mąż, mężczyzna z harcerską przeszłością, któremu do funkcjonowania wystarcza dobry scyzoryk (zawsze w kieszeni!) kwiaty ze stołu zestawia (bo zabierają miejsce i zasłaniają), ja wazon stawiam z powrotem i półmiski z jedzeniem jakoś upycham. No to mąż znowu zestawia...Ot, taki słodki, małżeński rytuał...
Wiem, że czasami, kiedy w pośpiechu przygotowujemy taki sobie na przykład zwyczajny, dajmy na to wtorkowy posiłek dla rodziny, odhaczając w myślach kolejny obowiązek, ostatnią rzeczą, o jakiej myślimy jest ładne nakrycie stołu. No, chyba że spodziewamy się gości. Dla nich wyciągamy najlepszą zastawę, czysty obrus i dla nich jedzenie przekładamy do półmisków i waz. Nie postawimy przecież garnka z ziemniakami i patelni pełnej kotletów na stół, prawda?
Staram się traktować siebie i naszą rodzinę z estetycznym szacunkiem również na co dzień. Nie oszczędzam piękna tylko dla innych ludzi. Codziennie korzystamy z naszych najładniejszych naczyń.
Oczywiście zdarza mi się postawić garnek z jedzeniem na stole (zwłaszcza ten ładny żeliwny), ale są to momenty totalnego zmęczenia i odpuszczenia. Bywa i tak.
"Stół jest miejscem spotkań, zebrań, źródłem pożywienia, ośrodkiem zabaw, bezpieczeństwa i zadowolenia"- pisała Laurie Colwin i trudno się z nią nie zgodzić.
Dbając o wygląd tego stołu, o jakość przygotowywanego przez nas posiłku, dbamy o rodzinę i przyjaciół.
Przeszłość jest już za nami, przyszłość nieznana, ale piękno chwili obecnej znajduje się szczęśliwie na naszych talerzach!
Ciast bezglutenowe- pyszne!
4 jajka
3/4 szklanki cukru- najlepiej brązowego
1 szklanka mąki gryczanej ( można zmielić w poczciwym młynku do kawy kaszę gryczaną)
1 szklanka mąki ryżowej lub kukurydzianej - u mnie dzisiaj kukurydziana
łyżeczka proszku do pieczenia
Kasia lub niepełna szklanka oleju, wtedy mamy wersję bezlaktozową
olej lub masło oraz amarantus do wysmarowania blachy
Kasię rozpuszczamy i zostawiamy do lekkiego przestudzenia
Ubijamy białka na sztywną pianę. Do ubitych białek dodajemy powoli cukier oraz żółtka.
Następnie dosypujemy mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia.
Do całości wlewamy Kasię
Mieszamy
Blachę natłuszczamy i posypujemy amarantusem. Na wierzch kładziemy dowolne owoce (dużo). Ja próbowałam już z jabłkami, truskawkami i morelami. Pieczemy ok. 45 min. do godziny w 180 stopniach. Czas pieczenia zależy od piekarnika.
Smacznego. I pięknego!
A na koniec rozweselający widok z dnia dzisiejszego...Marysia zadbała o muzyczną edukację swojej Zosi...
Asia
Morele to esencja lata. Kolor, zapach, smak- wszystko to jest niezwykłe. Ja zawsze zamrażam morelki, by zimą się nimi cieszyć. Mrożone trochę zmieniają kolor, ale zapach i smak ten sam. Polecam 😊 pozdrawiam Asiu
OdpowiedzUsuńMam w piwnicy dużą zamrażarkę, a moreli jeszcze nie mroziłam...Dzięki Joanno za podpowiedź. Serdeczne pozdrowienia ślę! Asia
UsuńMorele to i mój ulubiony owoc. Pięknie piszesz, pielęgnować i upiększać naszą codzienność dla naszych najbliższych to sposób na okazywanie miłości. A to jest najważniejsze. U mnie jak dzieci jeszcze były w domu, bo teraz to bywają, czas pieczenia absolutnie nie był czasem na pobycie ze sobą. Kuchnia była pełna pomocników i radości ze wspólnej pracy. Czas na pobycie ze sobą miałam gdy włączałam okurzacz, wtedy wszystkich wymiatało. Pozdrowienia : )
OdpowiedzUsuńU mnie działa jeszcze zmywarka do opróżnienia! Wtedy też pustka wokół...
UsuńMoje dziewczyny mają już ambicje, żeby piec samodzielnie swoje wypieki (i bardzo dobrze im to wychodzi), tak więc wspólne pieczenie ostatnimi czasy to wypieki świąteczne. Pozdrawiam Cie serdecznie Mysiu!
Skąd ja to znam! Mam na myśli ten małżeński rytuał. Mojemu mężowi kwiaty na stole też zasłaniają domowników. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń