wtorek, 18 października 2016

Szuflady



Szuflady to doprawdy cudowny wynalazek! A w licznej, dajmy na to wielodzietnej rodzinie, szuflad nigdy dość! W małodzietnej, bezdzietnej lub z opuszczonym gniazdem zresztą chyba też. No bo któż nie gromadzi, nie zbiera, nie chowa po kątach przeróżnych, niezbędnych w życiu drobiazgów, no kto?

Ja też zbieram i nieustannie przekładam z miejsca na miejsce, z szafki do szuflady i z powrotem wszystko, co się da.




Mój ulubiony (i jedyny) kredens posiada trzy szuflady. Jedna to schowek na różne komputerowe przydasie. Głównie kartki do drukarki- nie ma co pokazywać, bo wieje straszną nudą.

Dwie pozostałe za to, porządkują serwetki, sztućce i takie tam- stołowe elementy. Uporządkowałam je trochę dzisiaj.














Mam łyżeczki i widelce, które od dawna już polegują po  szufladach w stanie lekko przybrudzonym starością. Układając je dzisiaj, najpierw pomyślałam, że muszę je porządnie wyszorować pastą do zębów, zanim je Wam pokażę. Ale potem, niesiona jakimiś rozmyśleniami i refleksją postanowiłam tego nie robić. Ponieważ mój świat i mój dom nie jest zawsze i po całości wyszorowany pastą. Do zębów, czy jakąkolwiek inną. Ja sama też nie zawsze błyszczę!



Przecież miewam, jak każdy gorsze dni. I nie chodzi tylko o  nieumyte włosy czy pogniecioną bluzkę. Chociaż staram się zdrowo odżywiać, i mnie zdarza się zjeść śmieciowe jedzenie, mieć samopoczucie i myśli dalekie od pozytywnych, kląć na beznadzieję, wybrać kanapę z czekoladą i serialem, zamiast pobiegania lub spaceru dotleniającego. Codziennie ogarniam zabałaganiony dom, czasami potykam się o miskę z nieposkładanym praniem (często nawet!), chodzę po brudnej podłodze i myję ręce w upaćkanym zlewie. Ja również nie wyrabiam się z milionem spraw do załatwienia na już!

I faktem chyba jest to, co niedawno gdzieś przeczytałam. Że współczesną religią jest poniekąd ideologia dobrego samopoczucia. Zdrowe odżywianie, sport, medytacja, mindfulness- wszystko, zawsze i wszędzie! A przecież nieustanny dobrostan i życie w pełnej harmonii jest po prostu niemożliwe! Lęki, rozterki, słabości, smutek, bałagan, rozgardiasz, rozedrganie, błędy, niedoskonałość to kawałek życia każdego z nas!

Dlatego nie wyszorowałam łyżeczek pastą do zębów! Takie są też fajne!



Kończąc ten mój szufladowo- refleksyjny post, przypominam, że już jutro losowanie rocznicowego candy. Zapraszam!
                                                         Asia

10 komentarzy:

  1. Masz rację szufladki muszą być. Pomagają porządkować i segregować. Twoje z serduszkami są urocze. Za szufladki i ich uchwyty pokochałam moją szafę, a teraz zbieram się do jej przemalowania.

    OdpowiedzUsuń
  2. Asiu cieszę się że i Ty jesteś niedoskonała :) bo ja bardzo:))
    Moje retro łyżeczki też zaszły patyną i takie mi się podobają! Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
  3. A jak myślisz, dlaczego Ja mam tyle komód?
    Szuflady kochana! Bardzo są mi one potrzebne. Też ciągle porządkuję, przekładam, odgracam i... znowu zagracam! ;) Twoje srebrne łyżeczki to tak jak i moje srebrne sztućce, nie używam obecnie wcale, a i czyścić też mi się nie chce...Dużo zresztą już mi się nie chce, nie jest też idealnie z innymi sprawami, ale czy musi? Dla mnie "styknie"... ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Zgadzam się w 100% nic nie musi być "wyszorowane pastą". Musimy sobie też pozwolić na to, by nie być w życiu perfekcyjnym, by odpuścić rzeczy, które nie są naprawdę ważne, a zająć się czasami po prostu sobą. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak mi dobrze, bo mam właśnie nieumyte włosy. idę zaciosem i ich dziś nie umyję jak ty łyżeczek. A co tam nigdzie dziś nie wychodzę z domu. Będę się tylko modliła żeby listonosz do mnie dziś nie przyszedł. Bo rozgrdiasz mam na co dzień niereformowalny i remontowo non stop coś. Pozdrawiam ciepło Piecyk.

    OdpowiedzUsuń
  6. Brawo za niedoskonałe łyżeczki!!! Dołączam się do Ciebie, ja nie idealna Dorota :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Joasiu, ale fajnie było pomyszkowac w Twoich kredensowych szufladach i poprawic sobie humor, tymi naszymi niedorobionymi sprawami codziennymi...szufladki z ptaszkiem na półce sa cudne:) i łyzeczka z kwadratowym trzonkiem ....juz papa

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Joasiu, od jakiegoś czasu podczytuję Twojego bloga. Bardzo mi przypadł do gustu. Zarażasz optymizmem, którego mi brakuje. Poza tym moi 3 chłopcy też chodzą (a jeden chodził;) do szkoły muzycznej na Śródce - tylko my u Szeligowskiego:)
    Już raz podbudował mnie Twój post o pozostaniu w domu, by móc towarzyszyć dzieciom i być pełniej dla bliskich. Sama mam wiecznego kaca, że przy czwórce dzieci ledwo wyrabiam i nie pracuję zawodowo.
    Dziękuję Ci szczególnie za ten wpis. Myślę, że odwagą jest być niedoskonałą w świecie, który oczekuje chodzących ideałów. Sztuką jest przestać spełniać oczekiwania innych, a zacząć być po prostu sobą, z symbolicznymi, nieumytymi włosami :) Ja też chcę polubić siebie taką, jaką jestem i ucieszyć się tym...
    Pozdrawiam Mamę wielodzietną
    Znalazłam taką jak ja (parafrazując Tygryska z Kubusia Puchatka:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Doga Kandulko!
    To wyobraź sobie, że chyba się trochę znamy! To znaczy ja kojarzę Ciebie, bo Moja Marysia dostała się też na Bydgoską, na skrzypce (a Twój synek bodajże na jakiś dęty) i o mały włos chodziliby razem do klasy! Kojarzę piękną mamę synów, o znanym w Poznaniu, "słodkim" nazwisku, rozmawiającą z nauczycielem klarnetu chyba...Marysia wchodziła na egzamin jakoś po Twoim synku! Ostatecznie zdecydowaliśmy się na tę drugą szkołę, ze względu na moją starszą córkę w tamtejszym gimnazjum. Ależ ten Poznań mały! Kochana, nie możemy zapominać, że dla naszych rodzin jesteśmy centrum wszechświata, takie właśnie niedoskonałe w swej macierzyńskiej miłości i DOSKONAŁOŚCI!
    Dziękuję Ci bardzo za komentarz. Taka wspólnota doświadczeń jest niezwykle wspierająca!
    Uściski!!!
    Asia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiu, raz jeszcze dziękuję :) Wzruszyłam się... Łzy stanęły mi w oczach ;)
      Jak dobrze, że tu trafiłam :)
      P. S.
      Nasz Kazik gra teraz na klarnecie :)
      Serdeczności ślę!
      Marysia

      Usuń