poniedziałek, 30 października 2017

Więcej miłości


Przedwczoraj miałam urodziny. Skończyłam 41 lat.
Były róże, prezenty, poranne wejście z zaśpiewanym i zagranym na ukulele 100 lat, był wspólny obiad w restauracji i tort. Niby świątecznie, a jednak zwyczajnie, spokojnie i normalnie. Czyli tak jak lubię.
Dostałam mnóstwo pięknych życzeń. Facebook, smsy, telefony, messengery, życzenia składane osobiście. Miód na serce, rozkosz dla duszy, uśmiech na twarzy.

 "Kochana Skorpionico!!!
Mocy i pełni.
Widzę Twoją mądrość, dzielność, czułość i figlarność.
Sciskam urodzinowo z trasy Białoruś- Polska.
Szalona Ty. Olga"

"Śmiechu i tańca codziennie.
Krysia"

"Sto lat Dżoana w szczęśliwości.
Gosia"

"Buenos dias, najlepsze życzenia urodzinowe ślemy z Katalonii.
Jak najmniej trosk, radości w życiu, pokoju w sercu i ciepła najbliższych
w waszym przytulnym domku.
7 razy Sz."

"Joanno, życzę Tobie, aby Twoja droga do siebie była pełna wspaniałych odkryć.
Abyś potrafiła dostrzec piękno, które masz w sobie i je pielęgnowała.
Uściskuję, ukochuję i Wspieram Ciebie:
Wspaniałą
Mądrą
Piękną
Kobiecą
Pełną Mocy
Silną Kobietę, którą jesteś.
Dziękuję, że jesteś na mojej drodze.
Aga"

"Kochana, energię serca ślę, aby Cię wspierała.
Moc Mocy!
Sylwia"

"Kocham Cię ZAWSZE. Beata"

Czyż to nie piękne? A to tylko małe fragmenty.
Przyjmuję, dziękuję i jestem taka WDZIĘCZNA.

Jestem bogata. Pływam w obfitości dobra i miłości. Tyle wspaniałych słów, myśli, życzeń i pamięci. Otaczają mnie wspaniali ludzie.
Tutaj, na bloga zaglądają mili, cudowni czytelnicy, których prośby o kolejny post, czy dobre słowo na temat tego, o czym piszę i co pokazuję, dodają mi skrzydeł i sprawiają, że mi się chce, nawet kiedy myślę, że wcale nie...
Za każdą Waszą minutę poświęconą na czytanie i pisanie do mnie ogromne DZIĘKUJĘ! Wiedzcie, że każdy Wasz komentarz jest dla mnie ważny.

                                                          DZIĘKUJĘ


Znacie Pinkolę i jej "Biegnącą z wilkami". Ta książka odmieniła mnie i moje życie. Nie od razu i nie na hura. Jej wpływ się w po prostu zadziewał. Kiedy miałam niewiele ponad 20 lat i Pinkola dopiero co pojawiła się w naszych księgarniach, moje starsze koleżanki szalały z zachwytu.

Ja trochę nie rozumiałam, o co to całe halo i w ogóle jak ugryźć te archetypy i dziwaczne przypowieści.
Potrzeba było wielu lat, trudnych doświadczeń, zranień, miłości, przemyśleń, dojrzałości, obecności mądrych kobiet, żeby zrozumieć i przyjąć za własne mądrości wilczycy. Mądrość dzikiej kobiety, która czeka na przebudzenie w każdej z nas.



JEŚĆ
ODPOCZYWAĆ
WĘDROWAĆ
BYĆ LOJALNYM
KOCHAĆ DZIECI
BŁĄKAĆ SIĘ W ŚWIETLE KSIĘŻYCA
NASTAWIAĆ BACZNIE USZU
KOCHAĆ SIĘ
CZĘSTO WYĆ

Przyjąć swoją mądrość, intuicję i moc. Ukochać siebie. Dbać o siebie z największą czułością. Kochać siebie samego, jak bliźniego swego. Jak swoje dziecko, jak swój największy skarb. Nie dowalać sobie i o sobie nie zapominać.
Szczególnie nam, kobietom łatwo przychodzi najpierw kochać bliźniego, potem kolejnego bliźniego i kolejnego, dopiero gdzieś potem, może i z wyrzutami sumienia trochę siebie.

Każda miłość do drugiego człowieka zaczyna się od miłości do siebie samego. Nie potrafi kochać ten, kto nie kocha siebie. 
Ludzie nas ranią i będą ranić. Najbardziej dotkliwie Ci, których kochamy. Dlatego właśnie, że ich kochamy i nam na nich zależy. Nie dokładajmy sobie sami tych zranień. Bądźmy dla siebie dobrzy i czuli. Pełni akceptacji dla siebie całych.

Życzę sobie czułości, łagodności i akceptacji dla siebie i dla innych.
Miłości. Tej zaczynającej się ode mnie. Zasługuję na więcej miłości własnej, a nie na mniej.
Zasługuję na więcej miłości innych ludzi, a nie na mniej. ZAWSZE! Nie tylko wtedy, kiedy jestem doskonała i pasująca do cudzej, czy swojej wizji.

Gdy jestem smutna, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Gdy się złoszczę, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Gdy jestem sfrustrowana, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Zawsze, gdy czuję się zraniona, zrozpaczona lub winna, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Nawet wtedy, gdy jestem zawstydzona swoimi zachowaniami, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Niezależnie od tego, jak się czuję, potrzebuję więcej miłości, a nie mniej
Niezależnie od tego, jak udało mi się przetrwać przeszłość, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
W swój najgorszy dzień, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Nawet, gdy życie wydaje się okrutne i skomplikowane, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Gdy się boję, zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej
Nie ma znaczenia, czego nie jestem w stanie zaakceptować, komu nie potrafię wybaczyć, ani czego nie umiem pokochać- i tak zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej.

I tak dalej.
Dopisujcie swoje Kochani.
Ja codziennie zapisuję własne zawsze gdy, nawet jeśli, gdy jestem...
I wciąż zasługuję na więcej miłości, a nie na mniej.

TAK JAK TY!

                                                                     Asia

poniedziałek, 23 października 2017

Kolorowo



Zaczęłam się malować jakoś w liceum. Tusz do rzęs i prasowany puder do zmatowienia skóry. W tajemnicy przed mamą i tylko tak, żeby nie zauważyła.
Moim najbardziej luksusowym kosmetykiem, który kupiłam sobie po 18 urodzinach, był róż w kuleczkach marki Oriflame. Dumna byłam z tych kuleczek jak paw.
Jakoś tak pod koniec liceum znielubiłam też mój ciemno- blond kolor włosów i robiłam wiele, żeby niezauważalnie dla rodzicielskich oczu ów kolor nieco rozjaśnić. Że niby tak od słońca w lutym mi te włosy jaśnieją. No więc moczyłam delikatnie grzebień w wodzie utlenionej i przeczesywałam moją czuprynkę.

Takie to zabiegi wykonywałam, żeby podkręcić mój nastoletni wygląd.
Teraz też się trochę podkręcam, nie będę ściemniać.

Kosmetyki lubię. Bardzo, ale bez przesady. Mam swoje ulubione, sprawdzone, stosowane od lat i jestem im wierna. Czasami próbuję nowości (jak na przykład kosmetyki mineralne Annabelle), mam też oczywiście kosmetyczne pragnienia i pokusy, którym nieczęsto (na szczęście) ulegam.

Rynek kosmetyczny jest obecnie tak obfity i różnorodny, że można po prostu zwariować od tego nadmiaru. Nie mówiąc już o zagubieniu w tym gąszczu pudrów, kremów, rozświetlaczy i innych nowinek, o których jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał.

Ja sama czasami "pierwsze słyszę'' o tym czy owym i zastanawiam się do czego to służy i czy aby na pewno makijaż bez jakiegoś specyfiku nie będzie kompletny. Jak twierdzą znawczynie tematu.

Tak czy siak, w pewnym wieku ma się jednak wypracowany jakiś makijażowy standard. Kolorową bazę na co dzień i na wielkie wyjścia. Nawet jeśli jest to baza bez makijażu, tak też może być oczywiście.

Skorzystałam ostatnio z promocji 49% mniej w Rossmanie i kupiłam mój kosmetyczny standard. Fajnie się złożyło, akurat i podkład, i róż, i tusz miałam na wykończeniu.

Ten zestaw (poza cieniami) jest w mojej kosmetyczce od lat.


Cienie Max Factora zakupiłam przy okazji, skuszona bogatą paletą brązów, delikatnych różów i innych cielistych. Pasują mi.


Pielęgnacja to osobny temat i jeszcze kiedyś do niego wrócę. Dzisiaj tylko moje odkrycie. Olejek. Jest wspaniały po prostu. Skóra po jego codziennym użyciu jest miękka i aksamitna. Nie sądziłam, że kiedykolwiek powiem coś takiego o jakimkolwiek olejku...


Prezentacja. Makijaż weekendowy. Ja też, jak widać, robię czasami "dziubki". A nie wiedziałam...



 A potem był wspólny czas. Rynek pełen warzyw.




Potem biblioteka i obiad w wegańskiej knajpie o wdzięcznej nazwie Porażka.


W niedzielę odwiedziłyśmy schronisko dla zwierząt. Ale o tym innym razem.

                                                               Do napisania.
                                                                      A.

środa, 18 października 2017

Jesienne klimaty


Pogoda nas rozpieszcza! Taka jesień!
Taki październik. Mój ulubiony miesiąc. Miesiąc moich urodzin.
A jednak i pomimo: słońca, cienkich bluzek, otwartych szeroko okien, cudnych spacerów w trampkach, pomimo - jednak czuć jesień. Ptaki nie śpiewają i raczej odlatują, liście- wiadomo, wieczory chłodne, poranki zamglone i mokre.

Lubię ten czas.
Czas przygotowań.
Do zimy i kilku miesięcy swoistego uśpienia. Przyroda przygotowuje się do odpoczynku, my poniekąd też.
Robimy zaprawy, wyciągamy grube swetry, wełniane koce i pledy, więcej czytamy i palimy świeczki.
Kokosimy się rodzinnie i domowo.

Pojechałam dzisiaj do Ikei po świeczki właśnie, ponieważ zużyliśmy wszystkie, jakie były w domu, do ostatniej kapki wosku.
Ja też robię zapasy na zimę, a co!

Tuż obok Ikei jest poznańska giełda kwiatowa. Nie wiem, od której porannej godziny działa, ale obstawiam jakąś 3.30. W każdym razie o godzinie 9 kramiki się zamykają i sprzedawcy sprzątają swoje stoiska. Koniec roboty.
Za 5 złotych można wjechać na giełdę i robić zakupy po cenach hurtowych. Kupiłam kilka wrzosów i kiedy wychodziłam zobaczyłam, że sprzątający sprzedawcy wyrzucają na betonową podłogę całe bukiety kwiatów. Kwiatów, których już nikt nie kupi. Bo lekko zwiędnięte, albo coś...

Przechodziłam obok nich i tak mi się jakoś smutno zrobiło. Przypomniała mi się piosenka "Biełyje rozy, biełyje rozy" (pamiętacie ten rosyjski przebój?).
Ten kiczowaty hicior zawsze mnie wzruszał jakoś i żal mi było niemożebnie tych róż. No ale ja nie jestem pod tym względem normalna, wzruszam się i ryczę na wszystkich bajkach Disneya i rzewnych pioseneczkach. Ku zgorszeniu moich córek zresztą.

W każdym bądź razie pochyliłam się nad wyrzuconymi bukietami i tyle, ile byłam w stanie unieść, zaniosłam do samochodu. Czule i ze wzruszeniem oczywiście (szczęście, że nie zaczęłam do nich na głos mówić! Jakoś się powstrzymałam).





Piękne w swojej niedoskonałości i w przemijaniu. Jak cała przyroda. Jak każda z nas, jak każda kobieta. Mężczyzna zresztą też.

Wrzosy jeszcze nie przemijają, przynajmniej nie tak widocznie i wprost. Póki co zdobią nasze wejście przed domem.







Nasz ogród również cały w przemijaniu. Szczególnie orzech, który ma tyle liści, że po opadnięciu tworzą kilka dywanów, do wielokrotnego grabienia.



I krótki spacer po ogrodzie.
Ostatnia róża. Ostatnia lawenda. Liście ledwo zielone...I drewno gotowe do ogrzania wychłodzonych przestrzeni. Taka jesień Piękna!






                                                                               Asia

środa, 4 października 2017

Kuchenne smaczki


Jesień zachwyca!
Jest rześko, kolorowo, obficie.
Te stragany uginające się pod ciężarem owoców i warzyw! To bogactwo natury, płody ziemi i pracy ludzkich rąk! To cudowne jest po prostu. Trzeba tylko to dostrzec, na chwilę przystanąć i uświadomić sobie ten dar.
Palimy w kominku. Zwłaszcza wieczorami i nad ranem czuć już oddech chłodnych dni. Jesień, zima, a potem wiosna i lato. I tak nieustannie, wszystko kręci się w tym samym od zawsze rytmie...
Wzięło mnie na refleksje i łatwo ulegam melancholii.
No, dosyć już.
Pora zakasać rękawy i nieco te dary natury przetworzyć. Rodzina się ucieszy.

Kuchnia to miejsce, w którym spędzamy mnóstwo czasu. Gotujemy, pieczemy, siedzimy przy stole, jemy, Marysia odrabia tu lekcje, ja czasami coś piszę. Centrum dowodzenia jest w tej naszej kuchni.

Na tej tablicy zapisujemy pomysły obiadowe na najbliższy tydzień. To bardzo pomaga w logistycznym planowaniu posiłków i zakupach. Zauważyłam też, że kiedy mamy zaplanowane obiady, wydaję mniej pieniędzy na jedzenie i mniej jedzenia się marnuje.

Ostatnio w naszym domu królują śliwki. W miniony weekend mój mąż pod moją nieobecność zakupił ogromną ilość śliwek i zapragnął zrobić powidła. Przerób ruszył z kopyta!
Kilkanaście słoiczków powideł, zachlapana kuchenka i okolice, garnki, które moczę i szoruję jeszcze dziś...Mnie się nie chciało w tym roku robić tych powideł, no ale jak nie docenić męża, który się tym zajął...

Z wielką ochotą za to robię ciasta ze śliwkami. Moim tegorocznym hitem jest ciasto na kruchym spodzie z przepisu Elizy Mórawskiej.  
Moja wersja jest wzbogacona o kruszonkę z płatków owsianych. A co, jak szaleć, to szaleć!


                                                                       Oto przepis

                                                             Kruchy placek ze śliwkami

                                                                            Ciasto:

                                                                       125 g mąki
                              125 g schłodzonego masła, pokrojonego w kostkę
75 g drobnego cukru
1 żółtko

Na wierzch:

500 g śliwek, bez pestek, przepołowionych
1 łyżka cukru do posypania (dałam cukier brązowy)

Kruszonka:

100 g masła
100 g płatków owsianych
50 g cukru
łyżka mąki
orzechy włoskie, drobno pokrojone (opcjonalnie)

  1.  Składniki na ciasto wymieszać w misce do ich połączenia. Im krócej mieszamy, tym lepiej.
  2.  Formę do tarty wysmarować jakimś tłuszczem, wylepić kruchym ciastem. 
  3. Na wierzch ułożyć śliwki, nacięciami do góry. Posypać cukrem.
  4. Składniki na kruszonkę połączyć w misce i rozłożyć na śliwkach.

Piec w nagrzanym piekarniku ( 180 stopni) przez 45 minut