wtorek, 15 listopada 2016

Poranek


W mroźny, poniedziałkowy poranek jechałam do Lidla, wypełniając tym samym rolę intendentki rodzinnej. W myślach lustrowałam naszą lodówkę, tworząc listę zakupów i kilkudniowy plan  wyżywienia siebie, męża i naszych potomkiń.
Pan jadący za mną dosłownie siedział mi na klapie od bagażnika, popędzając mnie niby dyskretnie  co sił w silniku. Prędzej, prędzej, no prędzej...
Skręcałam na parking poganiana tym śmierdzącym spalinami oddechem, kiedy spostrzegłam  człowieka.

Pan, chłopak, mężczyzna, chłopiec może. Trudno było ocenić tę szaroburą postać, mozolnie popychającą swój dwukołowy wózek po brzegi wypełniony rzeczami niezbędnymi do życia.
Żelastwo, stare graty, zatęchłe materace. Jego być, albo nie być. Zjeść, albo nie. Wypić, nie wypić.
Nie wiem, jaki cel przyświecał tej porannej wędrówce po chodniku koło Lidla w poniedziałek.
Jakiś ważny. Tak samo ważny, jak moja misja intendentki.

Zatrzymałam się i ręką pokazałam- proszę. Proszę przejść, ja poczekam.

I chociaż dzieliła nas szyba samochodowa i różnica jego dwóch, a moich czterech kół, doskonale widziałam jego przeogromne zdziwienie. Zdziwienie wielkości bardzo szeroko otwartych oczu. Że jak to, on niby taki ważny jest? Że jakaś paniusia w granatowym autku pokazuje ręką proszę przejść?  A tak. Właśnie, że tak! Właśnie, że jest pan ważny, panie z żelastwem.

Te szeroko zdziwione oczy chwilę potem śmiały się jeszcze szerzej do mnie, głowa radośnie kiwnęła, a ręka po prostu machała na wszystkie strony. Machał do mnie jak dziecko na powitanie. Całym sobą, szczęśliwy i dostrzeżony.

Odwzajemniłam machnięcie! A co! Machaliśmy tak do siebie, ten niepełnosprawny chłopak i ja.
Niepełnosprawny- z pewnością. Pijany- nie sądzę. Zresztą, to bez znaczenia.
Dostałam najbardziej szczery, chociaż ubogi, zaniedbany i bezzębny uśmiech świata. Chociaż w sumie może zębny. Jakieś zęby miał przecież na pewno. Wybacz kolego, że ci tę bezzębność dokleiłam!

Pan na klapie mojego bagażnika nie machał. Dyszał za to niespokojnie i gazował niemiłosiernie. Co tam sobie mruczał pod nosem, lub myślał, wolę nie wiedzieć.

Uśmiecham się do tego poniedziałkowego poranka. Zębnym (na szczęście) uśmiechem.
Takie niby nic, a tyle radości. Zastrzyk dobrej energii!

Cieszę się, że nie muszę łazić po świecie z żelastwem. Że nie muszą tego robić moi najbliżsi. Co nie znaczy, że jesteśmy bardziej ważni od tego chłopaka. Chcę o tym pamiętać.

Robię sobie herbatę, omiatam dom spojrzeniem, ze spokojem rejestrując, co tam też mam do zrobienia i doceniam, że jest, jaki jest. Nasz dom.



Pozdrawiam
Asia





4 komentarze:

  1. Strasznie żal mi takich ludzi, którym coś w życiu nie wyszło, podziwiam ich za to jak radzą sobie zwłaszcza zimą. Często widzę takich ludzi na parkingach jak proszą o "złotówkę" lub coś do jedzenia. Zawsze coś daję, nie zastanawiam się na co to przeznaczą. Wiem, że wielu powie, że zbierają na alkohol, że niech idą do pracy... ja jednak zawsze mam podejście, że może ten człowiek naprawdę jest głodny. Kiedy byłam studentką i szłam na zajęcia zaczepił mnie kiedyś bezdomny i poprosił o coś do jedzenia, dałam mu kanapki, które miałam i jego twarz i oczy, które zobaczyłam, zapamiętam do końca życia, jaki ten człowiek był wdzięczny. Tego Pana spotykałam często, on chyba czekał na mnie:) zawsze mu coś dawałam do jedzenia a on też machał do mnie z daleka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny blog, na którym można poczytać o ważnych sprawach :) Bardzo się cieszę, że do Ciebie trafiłam.
    Miałam ostatnio podobną sytuację. Pan nie prosił o pieniądze tylko jedzenie. W takich sytuacjach nigdy nie odmawiam. A już mordercze instynkty wzbudzają we mnie goście na mieści - "dorzuci pani 2 zł do piwa"... A mi kto dorzuci?
    Ale tacy ludzie jakich opisujesz wzbudzają we mnie ogromne wzruszenie.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Asiu, doskonale rozumiem Twoją radość z powodu radości tego człowieka...jakże życie nas zaskakuje, będąc na warsztatach natknęłam się na kogoś kto mieszka już 5 lat na klatce schodowej, rodzina Go "wystawiła, oszukała" ale jakoś sobie radzi, ale nas ta historia przerosła....planujemy z M. jak pomóc, jak nie urazić, jak postąpić. Jak patrze na swój dom, masę rzeczy w nim, a tam człowiek na wersalce, 2 szafki i butla gazowa, idzie zima, Święta...to nie może tak być!

    OdpowiedzUsuń
  4. To wspaniale, że jeszcze na świecie są osoby, które są miłe dla biednych, dla osób które mają gorzej od nas. Kiedyś usłyszałam rozmowę moich starszych sąsiadów, którzy z higieną mają na bakier jak się cieszyli, że pan w garniturze to się zawsze kłania i miło zagada, a inni którzy mieszkają od początku to udają, że nie widzą. Tym panem jest mój mąż,a mi się zrobiło tak miło i też się zaczęłam kłaniać. A kiedyś w sklepie jakieś babci dodałam na szynkę, bo miała tylko 2 zł, i jak jej oczy się śmiały. Warto być miłym dla innych, myślę że dobro, które dajemy innym wraca do nas. Pozdrawiam Iwona J.

    OdpowiedzUsuń