Koronkowe gorsety, jedwabne bluzki, złoto w uszach i na
palcach, wyprawy do Paryża i Wiednia. Długą drogę przebyła Halina od łanów zboża i rodzącej w polu Kowalikowej do
tej krainy obfitości. Potrafiła to docenić i cieszyć się tym jak mało kto.
Stach miał słabość do
swojej konkubiny i hojną rękę. W prezencie ślubnym dla Artka i jego żony- miss
ziemi słupskiej- kupił nowożeńcom Fiata 126p. A kiedy na świecie pojawił się
Tomek, mianował siebie dziadkiem i rozpieszczał malca wizytami w pewexie.
Halina każdy dzień rozpoczynała od kawy w filiżance
Rosenthal z lat trzydziestych XX wieku.
Seria Pompadour.
W ten czarny wtorek upiła ledwie łyk, kiedy zadzwonił
telefon- jedyny w całej kamienicy- i ciotka została bez Stacha. Upadł w swoim
sklepie i zmarł na zawał. Nie pożegnawszy się.
Czerwone usta, ufryzowana trwała na głowie, marlboro z
lufki, mocna kawa z rana i łyk koniaku wieczorem. Halina żyła jak zawsze. Luksusowo i wciąż pełną piersią.
Tyle że bez Stacha.
- Szczęściara ze mnie. Taka miłość mi się przytrafiła-
powtarzała.
I byłaby wiodła dostatnie życie w starej kamienicy, gdyby
nie okrutna strata, z którą przyszło jej się zmierzyć krótko po śmierci
ukochanego mężczyzny.
Jesienią u sześcioletniego Tomka zdiagnozowano guza mózgu i
pomimo starań najlepszych specjalistów, wczesną wiosną wnuczek Haliny zmarł.
Przez kilka dni ciotka siedziała na krześle bujając się
rytmicznie. Przód, tył, przód, tył, osierocona i zrozpaczona. Usiadłam jej na
kolanach, wtuliłam głowę między piersi i
słuchałam serca, które wystukiwało rytm
końca życia.
Ale jej życie nie chciało się jeszcze skończyć. Przeniosło
się tylko. Najpierw do szpitala psychiatrycznego, potem do całodziennego
ośrodka opieki.
Halina odnalazła tam spokój i znowu malowała usta na
czerwono. Specjalnie dla niej zamawiano
fryzjerkę i kosmetyczkę. Artek nie żałował grosza dla matki. Cieszyła się,
kiedy w krótkim czasie na świecie pojawiły się trzy wnuczki. Piękne jak ich
mama. Ta miss ziemi słupskiej.
Odwiedzałam ciotkę często. Przynosiłam dwie filiżanki
Rosenthala, które mi kiedyś podarowała, robiłam kawę i zaczynałyśmy nasz zwyczajowy
dialog.
- Marlboro przyniosłaś?- pytała
- Przyniosłam. A lufkę masz?
- W szufladzie. Bez
lufki nie palę.
- Jasne. Zapalę z tobą. Chociaż nie palę, żeby nie było.
- A co, zęby cię bolą?
Śmiałyśmy się do rozpuku z tych zębów. Moje czasem bolały i musiałam się z boleści Halinie wygadać. Jej zęby znikały,
jeden po drugim, jak mleczaki.
Kiedyś na tę naszą tytoniową psychoterapię wszedł nowy, nieopierzony jeszcze lekarz.
Kazał Halinie schować Marlboro i lufkę. Ale to szybko, szybko miła pani.
Ciotka szeroko się uśmiechnęła i zaśpiewała:
Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech…o, o, o, nie poganiaj
mnie…
- Znasz to synku?
- Nie znam
- To sobie kup Maanam i się naucz.
- Szczęściara ze mnie, wiesz?- mówiła. – nie mam zębów to i
nie bolą. I wiesz, ja takie dobre życie miałam. Boże. Takie dobre. Można je opisać, żeby inni
wiedzieli, jakie ja, Halina piękne życie miałam. Opiszesz?
- Opiszę ciociu. Opiszę.
Asia
Co mnie urzekło w tej historii i samej Halinie, że nie narzekała... Brała życie pełnymi garściami, chociaż życie nie zawsze miała usłane różami. Kobieta, która mimo wszystko potrafiła powiedzieć - szczęściara ze mnie....
OdpowiedzUsuńUściski Asiu! :)
Każdej z nas tego życzę. Żebyśmy mogły i umiały powiedzieć: Szczęściara ze mnie.
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie.
Asia
LOVE :-)
OdpowiedzUsuńPiękne słowo!
UsuńDzięki!
Asia
Cudna historia..bo z życia..Dziękuję,że się z nami podzieliłaś..Ewa
OdpowiedzUsuńEwo,
Usuńto prawda. Samo życie!
Pozdrawiam Cię serdecznie. Asia
Opowiadanie rewelacyjne, szkoda, że tylko trzy części.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się Twój styl pisania.
Pozdrawiam
Dziękuję i bardzo się cieszę, że przypadło Ci do gustu. Myślę, że pojawią się nowe opowiadania.
UsuńPozdrawiam. Asia
Asiu, bardzo dobrze czytało mi się to opowiadanie w częściach. Wciągnęłam się, osoby z przeszłości ożyły, jakby były tuż obok i te soczyste opisy...może zechciałabyś napisać opowiadania o kobietach w moim rodzie ;-)pozdrawiam Sylwia W.
OdpowiedzUsuń